„Niech i mnie uderzy, skoro tak bardzo mnie kocha”. „Fuacie, kochanie, wiesz, że twój dziadek jest okrutny, kiedy się złości.” – Asuman ujmuje rękę męża, okazując mu wsparcie. „Daj spokój. W jego oczach jestem tylko posłusznym, bezużytecznym tchórzem. Kiedyś czułem do niego odrobinę miłości, ale dziś i to zniknęło.
Zakochałam się w nim, a on potraktował mnie jak rzecz. Żałuję, że w ogóle się z nim spotykałam – mówi Angelika. Dziewczyna pomyliła miłość z pożądaniem, zdarza się – historia jakich wiele. Ale dlaczego coraz więcej kobiet staję się przedmiotem, a nie podmiotem miłości, godzi się na rolę zabawki seksualnej, „jest używana”, a nie kochana?Źródło: ThinkstockphotosZakochałam się w nim, a on potraktował mnie jak rzecz. Żałuję, że w ogóle się z nim spotykałam – mówi Angelika. Dziewczyna pomyliła miłość z pożądaniem, zdarza się – historia jakich wiele. Ale dlaczego coraz więcej kobiet staję się przedmiotem, a nie podmiotem miłości, godzi się na rolę zabawki seksualnej, „jest używana”, a nie kochana?Obecnie wiele kobiet jest w stanie zrobić niemal wszystko, żeby tylko zatrzymać mężczyznę przy sobie: poświęcają zawodowe plany, marzenia o macierzyństwie i szczęśliwej rodzinie, godzą się na związek bez zobowiązań. I często kobiety naprawdę kochają swoich partnerów, a oni – zaabsorbowani sobą - zwyczajnie to wykorzystują: zwodzą je, uwodzą i obiecują. Dlaczego dziewczyny pozwalają sobie na takie traktowanie?Od zakochania do zerwaniaAngelika poznała Tomka klubie. Pewnego wieczoru wybrała się z koleżanką na plotki. – Od razu mi się spodobał: miły, z poczuciem humoru i kulturalny. Nie wahałam się ani chwili, gdy zaproponował mi spotkanie - opowiada 30-letnia Angelika. - Tak zaczęła się nasza znajomość. Spotykaliśmy się, a ja z każdym dniem czułam, jak się w nim zakochuję. Wpadłam po uszy. Zaczęło mi zależeć. Myślałam, że jemu też - razem zamieszkać. Na początku ich „miłość” kwitła: chłopak ją adorował. Jednak sielanka nie trwała długo. Tomek zaczął znikać wieczorami, często wychodził i chociaż Angelika bardzo go kochała, rozumiała, że czasami chce pobyć tylko z kolegami. Ale potem coś zaczęło się psuć. – Ciągle się kłóciliśmy. Miałam pretensje, że poświęca mi mniej czasu, nie dba o mnie, a ja potrzebowałam czułości, wsparcia, bliskości - mówi i dostawał to, co chciałDziewczyna postanowiła, że zakończy związek. Przeanalizowała wszystko i doszła do wniosku, że on jej nie kocha. Bardzo ją to bolało, tęskniła za nim, myślałam o nim. Pewnego wieczoru zapukał do jej drzwi i… został na noc. – Potem było tak wiele razy. Nie potrafiłam przestać. Za każdym razem, kiedy przychodził do mnie, obiecywałam sobie, że to jeszcze tylko ten jeden, ostatni raz i… - zamyśla się – pozwalałam mu zostać. Przychodził, kiedy chciał i dostawał to, co chce. Wiedziałam, że mnie nie kocha, że nic to dla niego nie znaczy, był zimny, zero uczuć, nic. Mimo to nie potrafiłam przestać, nie wiem, dlaczego. Kochałam go, to było silniejsze ode mnie - dodaje i spuszcza wzrok. Przyszedł jednak taki dzień, kiedy uświadomiła sobie, że nie może tak dłużej żyć. – Zapytałam samą siebie: dlaczego daję mu się tak traktować? Przecież nie zatrzymam go na siłę - wspomina Angelika. Jeszcze raz wszystko przemyślała i zrozumiała, że Tomek jest wiecznym chłopcem i nie nadaje się do stałego związku. Nigdy jej nie kochał, od początku zwodził i manipulował, bawił się jej uczuciami. Niestety, to było nic innego jak egoistyczne pożądanie. – Ja chciałam stałego związku, potrzebowałam ciepła i miłości, a on związku bez zobowiązań. Chodziło mu tylko o seks - mówi Angelika. Dziewczyna zrozumiała swój błąd, dojrzała i postanowiła poczekać na prawdziwą nie miłość, to tylko pożądanieHistoria Angeliki i ciekawa wypowiedź jednego z internauty zmusza do refleksji nad przedmiotowym traktowaniem kobiet: „Tylko 15 proc. mężczyzn kochało swoje partnerki w chwili podejmowania współżycia. Ponad 80 proc. rozpoczęło je - jak sami przyznają - dążąc jedynie do osiągnięcia przyjemności seksualnej. Co to oznacza? W takim wypadku nie traktuje się kobiety jako pełnowartościowej osoby, ale jak rzecz, której można używać dla własnej przyjemności. Staje się ona w takim układzie swego rodzaju zabawką. Ma być ładna, pociągająca i zgodzić się na wszystko, na co on ma ochotę. Mężczyzna chce się nią bawić, nie myśli o małżeństwie i nie ma ochoty być ojcem."- napisał na forum kobiety zgadzają się na rolę „zabawki seksualnej”? Na seks bez zobowiązań i związek bez przyszłości? Być może im również odpowiada taki układ? Izabela Trybus, psychoterapeuta, uważa inaczej. Tłumaczy, że są kobiety, które „kochają za bardzo”: - Mimo, iż wiele kobiet deklaruje, że są singielkami i żyją samotnie z wyboru, to jest grupa kobiet, które, jak powietrza, potrzebują do życia miłości. Kobieta, która ma niskie poczucie własnej wartości, łatwiej podda się adoracji mężczyzny, gdyż uzna to za spełnienie jej marzeń, bez weryfikacji, jaki to jest mężczyzna. Kobieta, która nie wierzy w to, iż zasługuje na miłość i związek z mężczyzną, który będzie ją szanował i dla którego będzie ważna, czasami dochodzi do wniosku, że to, co ma w sobie najcenniejszego, to seks. Psychoterapeutka uważa także, że kobiety, które wybierają mężczyzn w jakiś sposób niedostępnych – a takim można uznać mężczyznę, który z różnych powodów, nie chce być w stałym związku z nią– mogą bać się bliskości. - Wiele kobiet nigdy nie doświadczyło, jak to jest być w bliskim, bezpiecznym i pełnym miłości i szacunku związku, szczególnie w najwcześniejszych latach życia - mówi Izabela Trybus, uwodzeniaKażdy z nas lgnie do osób, które sprawiają, że czujemy się piękni, dobrzy i mądrzy. I mężczyźni potrafią to umiejętnie wykorzystać: udają, że martwią się o nas, zależy im na nas. Bo uwodzenie to nic innego jak celowe i instrumentalne okazywanie serdeczności, podziwu i uznania. Mężczyźni-uwodziciele pragną zdobyć wpływ i kontrolę nad kobietą, aby osiągnąć korzyści, czyli podporządkować ją sobie i… do woli używać. Dziewczyna, która jest zakochana w swoim chłopaku, na początku nie potrafi tego rozpoznać (tak jak w przypadku Angeliki). Do czego to prowadzi? A do tego, że mylimy miłość z pożądaniem. Kobieta, która staje się obiektem uwodzenia, ma złudne wrażenie, że ktoś ją ceni, adoruje, nad związkiemDlaczego nie warto tkwić w toksycznym związku? - W dorosłym życiu tworzymy zazwyczaj związki oparte o przykład z najbliższego otoczenia, czyli naszych rodziców. To w rodzinie uczymy się, czy można kochać kogoś tak po prostu, czy dlatego, że spełnia nasze potrzeby. Kobieta, która dostała taki wzorzec, może bać się odrzucenia na tyle, że nie zakończy związku, z którego nie jest zadowolona. Na początku nie przyjmie do wiadomości, że mężczyzna nie zasługuje na nią, a potem będzie liczyć na to, że się zmieni, a ona to uczyni np. swoją miłością do niego wyrażaną poprzez kontakty seksualne. Jest też grupa kobiet, która zostaje w takich związkach bardzo długo. I czasami zdarza się, że takie kobiety trafiają do gabinetu psychoterapeuty, bo są już w takim momencie, że same nie są w stanie wyplątać się z układu, który bardzo je krzywdzi. Oczywiście, nie zawsze jest konieczność terapii, to zawsze zależy od indywidualnej decyzji każdej z kobiet. Im więcej takich związków w życiu kobiety, tym częściej zastanawiają się: dlaczego mi się to przydarza? Wtedy trafiają na terapię - wyjaśnia Izabela Trybus, przekonuje, że najważniejsza jest pewność siebie: jeśli będziemy szanowały same siebie, to nie pozwolimy się źle traktować i będziemy umiały bronić się przed osobami, które chcą nas jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
oczywiscie cholernie zle sie czuje do tej pory, bo faktycznie sie zaangazowalam i jednak cos do niego wciaz czuje.. powiedzialam mu,ze nawet nie chce zeby mnie przytulal po kolezensku i nie mowil rzeczy typu-'traktuje cie jak swoja symptaie","do nikogo sie tyle nie przytulam','cos do ciebie czuje'.. bo stwierdzilam,ze to tylko poglebia moje
Biologia mówi jasno – hormony wytwarzane podczas uprawianie seksu mają wpływ na oboje partnerów. I choć ludzie mają różne opinie na temat uprawiania seksu, nie jest wcale bez znaczenia, czy świadomie czy też nie, wybierasz się z mało znanym lub obcym partnerem do sypialni. Zanim to zrobisz, zadaj sobie cztery proste pytania. 1. Jakie są moje wartości związane z seksem? Czy uprawianie seksu z tą osobą jest z nimi zgodne? Są przecież standardy, które pragniemy zachować w swoim życiu. Czy w tym przypadku je zachowujesz? okoliczności życiowe wpływają na decyzje o pójściu do łóżka z tą osobą? Czy jesteś z kimś w związku, ale postanowiłaś spróbować z kimś innym? Czy może być z tego tytułu problem? Czy będą inne konsekwencje, bo jest to np. twój szef albo kolega z pracy? Czy też skutki tej decyzji mogą być ryzykowne? 3. Czy ta osoba to właściwy wybór? Może znasz go krótko i wcale nie jesteś przekonana? Może to podrywacz, który chce cię wykorzystać? Nawet jeśli twoje ciało mówi”tak”, może tak być, że partner nie jest wcale odpowiedni dla ciebie. 4. Czy to jest dobry moment? Może właśnie z kimś zerwałaś i szukasz zapomnienia, ale potem będziesz żałować? Może robisz to w momencie słabości, pod wpływem alkoholu? Wybór partnera ma wbrew pozorom znaczenie. Nawet jeśli nie stronisz od seksualnych przygód, nie każdy nowy znajomy jest odpowiedni, by je z nim zaczynać. źróło webmd Czytaj Przygodny seks a myśli samobójcze
Łóżka dwuosobowe tylko dla małżeństw. Nie ma jednak w Polsce śmieszniejszej organizacji niż Ordo Iuris. Ze śmiertelną powagą tworzą oni taki kontent, że trzeba obejrzeć go po trzy razy z każdej strony żeby upewnić się, że nie kręcą sobie beki. Ultrakonserwatywni prawnicy właśnie napisali „poradnik dla przedsiębiorców
fot. Adobe Stock, dianagrytsku Sama nie wiem, kiedy się w tym wszystkim pogubiłam. Zaczęło się od wyjazdu z domu na studia. Zdałam na Uniwersytet Ekonomiczny. Rodzice bardzo się cieszyli. Ja też. Oni dlatego, że będę uczyć się w dobrej szkole. A ja miałam przed sobą wspaniałą perspektywę nieskrępowanej niczym wolności. Byłam bardzo podekscytowana. Akademik, nowi znajomi, wieczorne wyjścia na miasto, imprezy – tak właśnie wyobrażałam sobie dorosłość, dojrzałość. Jako nieskrępowaną zakazami zabawę. I tak właśnie spędzałam kolejne lata nauki w mieście. Jestem zdolna i udało mi się przejść przez studia, prowadząc rozrywkowy tryb życia. Z każdym rokiem byłam w tym coraz lepsza. Potrafiłam przez pół roku bawić się, a potem w czasie sesji zakuwać do upadłego, żeby wszystko pozaliczać. Przez cały ten czas utrzymywali mnie rodzice, więc starałam się rozsądnie gospodarować pieniędzmi – tak, by wystarczyło na życie, ale też na imprezy. Siłą rzeczy musiałam się jednak ograniczać. Kiedy poszłam do pracy, ten problem przestał istnieć. Zatrudniłam się w dużej, bogatej firmie, więc stać mnie było na wszystko. Na mieszkanie, jedzenie w knajpach, ciuchy, no i najważniejsze – na zabawę. Już wtedy, po pierwszym roku pracy, czułam, że się zatracam, że życie przecieka mi między palcami. Wszystkie tygodnie wyglądały tak samo. W dni powszednie harowałam od dziewiątej do dziewiętnastej, a po pracy szłam ze znajomymi na kolację. Tam dla relaksu wypijaliśmy parę drinków, a potem rozchodziliśmy się, bo trzeba było iść spać. Do pustego mieszkania wracałam więc koło godziny jedenastej. Już tylko po to, żeby się umyć i zasnąć. Cóż więcej mogłam tam robić, skoro nikt na mnie nie czekał. Nikogo nie miałam. Na stałe, oczywiście. Bo przyjaciół od seksu, przygodnych znajomych było wielu. Ilu? Wstyd się przyznać – po prostu zbyt wielu. Rzucałam się w wir, by uciec przed samotnością… Dziś wiem, że to było głupie, ale wtedy wydawało mi się, że prowadzę super życie. Że jest tak, jak zawsze chciałam. Wesoło, aktywnie, wielkomiejsko. A nie tak, jak w rodzinnym domu – tylko pranie, sprzątnie, obiady, kłótnie o pieniądze, których nie starcza do pierwszego. To było życie moich rodziców. Kochałam ich, doceniałam to, że mnie wychowali, że utrzymywali na studiach, ale nie chciałam iść w ich ślady. – Córciu, kiedy ty się w końcu ustatkujesz? Kiedy sobie kogoś znajdziesz, będziesz szczęśliwa? – pytała mama. – Ale ja jestem szczęśliwa! – odpowiadałam. – Nie wierzę. Sama? – Mamo, ja mam mnóstwo znajomych, przyjaciół. Jestem wolna… – E tam, znajomi… Wiesz, co o tym myślę. – No wiem i dlatego wolę o tym nie rozmawiać. Nie chcę się kłócić… No i nie rozmawiałyśmy. Mama wiedziała, że nie jest u mnie najlepiej. Ona tak, ale ja nie zdawałam sobie z tego sprawy. Wydawało mi się, że jest wszystko w porządku, a tak naprawdę uciekałam. Od tego, co dobre, co wartościowe, co ważne, ale co jednocześnie trudne i wymagające. Od stałego związku, zobowiązań, od poczucia bliskości i więzi. Uciekałam zwłaszcza w weekendy, bo w tygodniu nie było czasu na myślenie. Cały dzień pracy, wieczorem kolacja i głupie pogaduchy. To wszystko. Ale w weekend trzeba było zorganizować sobie czas. Trzeba było uciec z pustego domu, w którym ciszę mącił tylko telewizor. Od rana ruszałam więc w miasto. Na siłownię, potem do kosmetyczki, na zakupy, na obiad do restauracji, a wieczorem na dyskotekę. Tam już tylko alkohol i faceci. Poznawałam ich mnóstwo, nieraz lądowali w moim łóżku. Te noce były pełne uniesień, pasji, zaskoczeń. Ale poranki przypominały mi o tym, dlaczego jestem sama. Krępująca cisza, podkrążone oczy, suchość w ustach. Niezręczna pobudka w jednym łóżku. A potem seria idiotycznych pytań, jakby ta durna gadka miała nas uratować. – A gdzie pracujesz? – Mówiłam ci wczoraj. – Aha, jasne. – Ładnie mieszkasz. – Dzięki. – Zobaczymy się jeszcze? – Tak, pewnie – odpowiadałam, choć byłam pewna, że już więcej się nie spotkamy. Bo po co? Żeby się na trzeźwo nawzajem rozczarować. Zawsze po takiej przygodzie brałam długi prysznic i szłam biegać. Mimo kaca i zmęczenia, zmuszałam się do wysiłku. Tylko po to, żeby po przyjściu do domu, paść do łóżka i spać do wieczora. Potem obejrzeć jakiś romantyczny film i znów zasnąć. Rozmarzona i stęskniona. Z postanowieniem, że za tydzień sobie kogoś znajdę. I tak w kółko. Bez sensu. Coraz bardziej zblazowana, znudzona i niepodobna do samej siebie. Był miły, żartował, a ja uznałam, że mu się podobam Przez te kilka lat poznałam kilku fajnych facetów, ale z żadnym z nich nie udało mi się zbudować związku. Przez długi czas nie wiedziałam dlaczego. Przecież byłam taka, jaka powinna być kobieta. Wyzywająca, odważna, dobra w łóżku, trochę tajemnicza. A oni jednak odchodzili. Wypracowałam więc sobie mechanizm obronny. Gdy tylko pojawiały się jakieś problemy, wmawiałam sobie, że mi nie zależy. Byleby nie zostać skrzywdzoną. Tym sposobem zamieniłam się w kobietę, która nawet fajnych facetów traktowała instrumentalnie. Jak na przykład Roberta. Fantastyczny gość. Przystojny, spokojny, opanowany, pogodny i uczciwy. Był starszy ode mnie o dziesięć lat i pracował w moim dziale. Od razu między nami zaiskrzyło. Tak mi się przynajmniej wydawało, bo chętnie ze mną rozmawiał i odpowiadał na zaczepki. Nasza relacja opierała się na żartach. On w luźnych pogawędkach wyrażał niepokój związany z moim nieskrępowanym stylem życia, a ja traktowałam go trochę jak starszego brata. – Dziewczyno, znowu? – pytał mnie z samego rana. – Co takiego? – No jak co? Znowu balowałaś przez cały weekend? – Skąd wiesz? – Masz ziemistą cerę. – No wiesz, dzięki – uśmiechałam się. – Mogłabym się obrazić. – Za co? Za szczerość? – Nie, za seksizm. – A jaki w tym seksizm? To samo powiedziałbym kumplowi, gdybym uważał, że przesadza. – Ale żadnemu nie powiedziałeś. – Skąd wiesz? – Zgaduję po twoim uśmieszku. – To jest śmiech przez łzy. – Tak mnie żałujesz? – Tak. Bo fajna z ciebie dziewczyna. Chciałam udowodnić, że faceci są tacy sami Lubiłam go. Był niebanalny, sympatyczny, ciekawy. Miał tylko jedną wadę – był żonaty. A do tego dwójka dzieci. Ale to nie przeszkadzało mi z nim flirtować. Zaczepiałam go, a on zawsze się uśmiechał. Dobrze wiedziałam, że w głębi serca moje zainteresowanie mu schlebia. Byłam pewna, że pociąga go we mnie to, czego nie miał w domu. Przygoda, dreszczyk emocji, śmiałość, zadziorność. Postanowiłam to wykorzystać. Sprowokowała mnie koleżanka. Taka jedna, z którą marnowałam życie na spółkę. Ona też bawiła się w najlepsze. Była najczęstszą towarzyszką moich szaleństw. Któregoś dnia, gdy właśnie skończyłam rozmawiać z Robertem, podeszła do mnie i uśmiechnęła się. – No, no. Ale się mizdrzyłaś! – Co ty pleciesz? – A co, może nie widziałam. Jak jakaś kotka. Ale wrzuć na luz, dziewczyno, Robert to firmowa cnotka. Już niejedna próbowała zagiąć na niego parol na imprezach integracyjnych. Nic z tego, on jest przywiązany do żony na stałe. Jak pies do budy – zaśmiała się złośliwie. – Każdego można wyrwać. Nawet jego. – O proszę, jaka pewność siebie. Chcesz się założyć? – Jasne. – O co? – O satysfakcję. To mi wystarczy. Od tego dnia knułam, jak uwieść Roberta Najpierw musiałam sprawić, byśmy zostali sami. Wtedy tłumaczyłam sobie, że chodzi o wyzwanie, ale teraz wiem, że moje intencje były zupełnie inne. Chciałam sobie udowodnić, że wszyscy faceci są tacy sami. Że dlatego nie szukam nikogo na stałe, bo nikt na takie zaufanie nie zasługuje. Nawet taki ideał jak Robert. W końcu się udało. Nie było to trudne, bo on naprawdę miał do mnie słabość. Wystarczyło, że poprosiłam go o pomoc. Nakłamałam, że muszę zrobić rozliczenia dla jednej z obsługiwanych przez nas firm, a jestem w lesie. Trochę się zdziwiłam, że nie od razu się zgodził – marudził, pytał, czy nie możemy zrobić tego w normalnym czasie. W końcu powiedział, że musi zapytać żony, czy może zostać po godzinach. Poszedł do swojego biura, by do niej zadzwonić. – Myślałby kto, że tak bardzo nie chcesz! – prychnęłam pod nosem. Byłam tak cyniczna. Robert wrócił z informacją, że żona się zgodziła, a ja z cielęcym spojrzeniem mu podziękowałam. Następnego dnia, gdy minęła siedemnasta, oboje ślęczeliśmy nad papierami. Po pół godzinie w biurze zostały dwie osoby, a po godzinie nie było już nikogo. Tylko ja i on. Specjalnie włożyłam moją najbardziej wydekoltowaną sukienkę. Przez cały dzień skrywałam ją pod marynarką, ale teraz zrzuciłam okrycie, by wyeksponować piersi. Robert to zauważył i uśmiechnął się dziwnie. Pomyślałam, że to jest ten moment, że właśnie teraz powinnam zaatakować. Wstałam zza biurka, podeszłam do Roberta i pochyliłam się, żeby spojrzeć w jego wyliczenia. – Co ty robisz? – zapytał. – Nachylam się – uśmiechnęłam się kokieteryjnie. – A po co!? – był wyraźnie zdenerwowany. – No jak to? – straciłam rezon. – Aby sprawdzić twoje wyliczenia. – Majka, ty chyba niczego nie kombinujesz? – No… Nie wiem sama… – odpowiedziałam i wypięłam pierś. Ale nie było w tym już pewności siebie. Była desperacja. – Okej, chyba musimy pogadać. Straciłam kontrolę nad sytuacją Zupełnie nie spodziewałam się, że Robert tak szybko i tak negatywnie zareaguje. Wyobrażałam sobie, że będę go kusić wypracowanym już zestawem gestów i słów. Że zastosuję na nim swoje sztuczki, a on się temu podda. Jak wszyscy faceci do tej pory. A jeśli nie, to zacznie bronić się dopiero, kiedy moje intencje staną się jasne. Bronić nieudolnie, niezdarnie, nieskutecznie. On nie dopuścił nawet do tego. – A nie chcesz? – zapytałam łamiącym się głosem. – Nie, Majka, nie chcę. Mam żonę, dziewczyno. – Dobra, to kończymy, dość tego! Niepotrzebnie cię zatrzymywałam – zaczęłam nerwowo zbierać papiery. – Majka… Majka. Majka! – krzyknął, gdy nie reagowałam. – Co? – Dlaczego ty sobie to robisz? Po co udajesz kogoś, kim nie jesteś – A skąd ty wiesz, kim jestem? – oburzyłam się. – Nie wiem. Ale domyślam się, że nie jesteś dziewczyną, która uwodzi żonatych facetów. Obudź się w końcu, bo niedługo może być za późno. Poszedł sobie. Nic mi więcej nie wyjaśniał. Nie strzelił pogadanki, nie prawił morałów. Nie karmił swojej próżności protekcjonalnym tonem. Ale przede wszystkim nie dopuścił do dwuznacznej sytuacji. Uciął wszystko szybko i zdecydowanie, a jednocześnie z klasą. Znokautował mnie. A jednak są jeszcze porządni mężczyźni… Przez jakiś czas wydawało mi się, że przez to wszystko pragnę go jeszcze bardziej, że się w nim zakochałam. Taki męski, lojalny, zdecydowany. Wiele razy chciałam mu wyznać miłość. Wyobrażałam sobie, że przychodzi do mnie i błaga, żebym go jednak przyjęła. Ale potem zaczęłam zastanawiać się nad jego słowami i nad swoim życiem. Raz czy drugi nie poszłam na imprezę, zostałam w domu. Było strasznie. Bałam się. Czułam się przygnębiona. Ale wytrwałam. No i wtedy dotarło do mnie. Zrozumiałam. Pojęłam, że nie kocham Roberta. Tylko mi zaimponował tym, kim jest. Miłością do żony, lojalnością wobec niej, swoją mądrością i dojrzałością, która pozwoliła mu opanować sytuację. Przywołać mnie do porządku i dać do myślenia. I tak właśnie zmieniłam swoje życie. Nie od razu. Nie jednego dnia. Stopniowo wdrażałam codzienną dyscyplinę i rozwagę. Opłaciło się. Poznałam wspaniałego faceta. Podobnego do Roberta, ale singla w moim wieku. Postanowiłam, że tego nie zepsuję. Niedawno zabrałam go na imprezę integracyjną w firmie. A Robert przyprowadził swoją żonę. Gdy mnie jej przedstawiał, poczułam ogromną ulgę, bo wyobraziłam sobie, jakbym się czuła, gdybym wtedy odebrała jej męża. A tak mogłam jej powiedzieć zupełnie zwyczajnie: – Cześć, miło cię poznać. Wiele o tobie słyszałam od Roberta – a potem przedstawić jej mojego chłopaka. Czytaj także:„Choruję na depresję. Muszę ukrywać swoją chorobę, bo moja matka uważa, że to wstyd”„Miałyśmy tylko siebie, więc marzyłam o przyjaźni z córką. A ona była krnąbrna, zbuntowana i sprawiała problemy”„Z Arturem miałem opijać urodziny, a skończyło się na flaszce nad jego grobem. Gdy zmarł pojąłem, że nie mam po co żyć”
Zjawiłam się dużo wcześniej, a on już tam był. Wpatrywał się we mnie z nadzieją, której musiałam go już pozbawić. Ogarnął mnie dojmujący smutek. Gdy usiadłam naprzeciw niego, powiedział, że już zamówił czekoladę. Do odjazdu jego pociągu mieliśmy dwie godziny. Zaczęliśmy rozmowę.
Hej 😉 nie wiem czy to co teraz pisze będzie miało jakikolwiek sens i odda to co czuje, ale wiem że muszę to z siebie gdzieś wylać. Razem z narzeczonym ( od paru dni ) z ktorym jestem 4 lata ( bedzie w pazdzierniku )postanowiliśmy zamieszkać razem ( znów) wcześniej mieszkaliśmy razem tu i tam bo on nie płacił… teraz znów próbujemy bo mamy córeczkę 10 miesięcy. Między nami jest raz tak raz tak w zależności co ON chce. Zazwyczaj jest wspaniale gdy chce załatwić swoje sprawy seksualne słodkie słówka opieka nad córka super… gdy już ten akt nastąpi znów wracamy do rzeczywistości czyli typu zamknij r**, zamknij mor** itp. Wtedy czuje się jak ostatnia szmata… jest mi przykro że tak mnie traktuje ale bardzo go kocham w sumie nie wiem czy nadal go kocham za to co robi sprawia mi taki ból tym zachowaniem że po wszystkim idę do wc i płacze łzy płyną same… gdy próbuje z nim rozmawiać twierdzi że wszystko jest okej z jego strony… W domu mamy duży narożnik doszło do tego że śpimy na jednym narożniku sobie nawzajem w nogach gdy proszę to aby przyszedł z mojej strony tam gdzie ja mam głowę twierdzi że nie bo się ze mną nie wysypia… Sama nie wiem co mam zrobić pomijając fakt że będąc w ciąży trafiłam do domu samotnej matki z którego właśnie się wyprowadzilam mam możliwość tam powrotu ale nie chce ze względu na dziecko które potrzebuje tak samo matki jak i ojca… czy to jest przyzwyczajenie czy po prostu kochanie ale tylko z jednej strony ? Wiem że jest to poplatane bo nawet nie umiem dokładnie tego opisać… Tak już chyba bywa… czytam wiele waszych postów więc stwierdziłam co mi tam też napiszę może mi ulzy, może ktoś mi da jakąś radę któraś z pan którą była w podobnej sytuacji…. dziękuję Wam pozdrawiam Was
TKbn. 5yj9tndc18.pages.dev/205yj9tndc18.pages.dev/2725yj9tndc18.pages.dev/1745yj9tndc18.pages.dev/635yj9tndc18.pages.dev/3805yj9tndc18.pages.dev/1285yj9tndc18.pages.dev/905yj9tndc18.pages.dev/2265yj9tndc18.pages.dev/252
on chce mnie tylko do łóżka